niedziela, 27 maja 2012

Zrobiło mi się niefajnie...

W nocy 26/27 maja 2012 roku wziąłem udział w czuwaniu z okazji uroczystości Zesłania Ducha Świętego, które odbyło się w  parafii pod wezwaniem Chrystusa Króla i Błogosławionego Daniela Brottier w Chojnicach. Zaprosili mnie na nie za pośrednictwem portalu społecznościowego facebook, Agnieszka Mrozek-Gliszczyńska i Mirosław Zabrocki - proboszcz tejże wspólnoty.
Panią Agnieszkę znam z Kwietniowych Spotkań z Poezją, księdza Mirosława od wielu, wielu lat. Mój konfrater ze Zgromadzenia Misjonarzy Ducha Świętego w którym przez dwa lata bylem. Z ogromnym sentymentem powracam we wspomnieniach do minionego czasu. Ale.. to już historia.

Z chojnickim Domem Zakonnym związałem się praktycznie od samego początku, gdy Misjonarze Ducha Świętego sprowadzili się do naszego miasta. Miałem zaszczyt zostać pierwszym ministrantem duchackiej kaplicy. Pionierzy wspólnoty to: ojcowie Hieronim Lewandowski, Stefan Smolarek, Kazimierz Nowak, Tadeusz Michalski i brat Piotr Lipiec. Niestety wszyscy już nie żyją.  Najbardziej mi brak o. Hieronima. Poczciwy człowiek, prawdziwy przyjaciel. Zmarł w Wigilię Bożego Narodzenia w 1989 roku w bydgoskim szpitalu. Zdążyłem w przeddzień śmierci z Nim się jeszcze zobaczyć. Patrzyliśmy na siebie przez długą chwilę w milczeniu. Nie sądziłem, że po raz ostatni. Ten pełen zatroskania o mnie wzrok pamiętam do dzisiaj. Otrzymałem od ojca Hieronima krzyżyk z symbolem Ducha Świętego, który noszę do dzisiaj w klapie marynarki. 
- Ale nie o tym chciałem pisać.



Wracając do czuwania... Zanim pojechałem na nie. Zajrzałem w program uroczystości. Był w nim między innymi Apel Jasnogórski. Pomyślałem, że warto przy tej okazji podzielić się wierszem, jak chlebem, który przed laty utkwił mi w pamięci. Nie znam autora, pamiętam, że pochodzi z Chrześcijańskiego Teatru Słowa. Mocny tekst rozpoczynający się słowami: "Maryjo Królowo Polski". W pierwszych słowach słuchaczy stawia w osłupienie, potem... to już refleksja nad własnym wnętrzem. Ojcom Mirkowi Zabrockiemu i Wojtkowi Lanieckiemu pomysł przypadł do gustu. Zaproponowałem, że dorzucę jeszcze trzy teksty Romana Brandstaettera pt. "Przypowieść o Ojczyźnie", "Modlitwa zapisana na łodygach" i "Anioł Pański". Tak też się stało. Przed samym Apelem Jasnogórskim o.Wojciech zapowiedział mnie z imienia i nazwiska. - Skąd miał wiedzieć, że chciałem być "anonimowy"?

Zrobiło mi się niefajnie. Zdałem sobie sprawę, że zebrani pomyśleć mogę, że robię przedwyborczą reklamę. Wszak w ostatnim czasie, gdzie "nie otworzysz lodówki" -  tam gęba Studzińskiego. Wszystko za sprawą mojej działalności społecznej. Nie rozumianej przez wielu lub błędnie postrzeganej. Ogarnął mnie smutek, bo zawsze brzydziłem się wykorzystywaniem Kościoła do działalności politycznej. Mój czynny udział w uroczystościach mógł tak zostać odczytany. 
To jest jeden z powodów,  że w mojej obecnej parafii nie angażuję się do niczego, a od pewnego czasu podczas nabożeństw znalazłem sobie miejsce na chórze, by zejść z widoku.  Z resztą ludzie tu  jacyś   inni. Rozdrobnieni, pomimo zaangażowania organisty, milczący. Czuję się obco i jakoś pogubiony. Może inni tak samo czują?

Dzisiaj byłem w swoim kościele na mszy o dziewiątej. Chciałem pójść do spowiedzi - wyjątkowo nikt nie słuchał.
Ku mojemu zdziwieniu dojrzałem wśród wiernych znajomą z widzenia młodą kobietę na wózku inwalidzkim. Bardzo ucieszył mnie Jej widok. Miałem ochotę po nabożeństwie podejść do Niej, by powiedzieć jak dobrze, że jest. Nie byłem sam, to odpuściłem.
Nie tak dawno zmarła młoda dziewczyna poruszająca się na wózku. Sądziłem, nie tylko ja, że Ona nią była, bo ostatnio zniknęła z pola widzenia. Nagle pojawia się. Odetchnąłem z ulgą.
Jak może cieszyć widok osoby kalekiej - powiedziałby kto?
A  jednak cieszy i to bardzo.
- Znowu wjechałem na poboczny temat...

Wracając do uroczystości Zesłania Ducha Świętego u duchaczy. 
Moją kwestię wypowiedziałem w miarę poprawnie. Zebrani słuchali z uwagą. Następnie został odśpiewany Apel Jasnogórski i rozpoczęło się czuwanie i wspólna modlitwa. 
Nie oglądałem się do tyłu. Siedziałem w pierwszej ławce. "Świat pękał mi w skroniach". Zdałem sobie sprawę, że ludzie tam zebrani to prawdziwy Kościół Chrystusa. Dało się to wyczuć. Zaangażowany śpiew, modlitwy i atmosfera wspólnoty... A ja... bezbronny jak dziecko, które dopiero co na świat przyszło. Łzy kręciły się w oczach, myśli tysiące i ciągle to samo pytanie do rozważań: 

Czy mam prawo tu być ?...

O północy rozpoczęła się Msza Święta. Zakończyła po pierwszej w nocy. Do domu dotarłem około 1.30.  Te ponad cztery godziny u "Duchaczy" nie były czasem straconym. Długo jeszcze rozmyślałem nie mogąc zasnąć.
Moim dawnym współbraciom ojcom Mirkowi Zabrockiemu, Wojtkowi Lanieckiemu jak również Pani Agnieszce i całej wspólnocie wiernych zgromadzonej na uroczystości dziękuję za to, że mogłem choć przez chwilę być częścią Was.

Dziękuję za zaproszenie. 

2 komentarze:

  1. Osobiste zaangażowanie uczestników spotkań i uroczystości (nie tylko religijnych) to rzecz naturalna, gdy znajdują się na nich tylko te osoby, które znajdują się tam z własnej woli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Martinie. Kapłanom, zakonnicom czy zakonnikom, którzy powrócili do życia świeckiego trudno jest odnaleźć się w kościele. (celowo napisałem z małej litery) Proszę mi wierzyć. Tym osobom w wielu przypadkach potrzebna jest wyciągnięta dłoń Wspólnoty Kościoła Chrystusa,a przede wszystkim modlitwa w ich intencji.Niestety wewnętrzna presja jest nieraz tak wielka, że niektórzy nie wytrzymują kończąc tragicznie.
    Tak samo ważna jest modlitwa za czynne duchowieństwo. Może bardziej jeszcze. Nie raz, nie dwa demony szarpią, targają myśli tych najbardziej autentycznych. Dlatego nie tylko módl się za nich, ale zadzwoń, gdy Duch Święty natchnie i powiedz swojemu znajomemu księdzu, zakonnicy czy zakonnikowi, że modliłeś się dzisiaj za niego. Dodasz tym ludziom skrzydeł.

    Tak naprawdę sam nie wiem po co uzewnętrzniam się publicznie. Znajdą się tacy co to wykorzystają przeciwko mnie. Tak więc kończę i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń